09 October 2008

Święte chwile w świętym Cuzco

Święte miasto, serce Imperium i siedziba króla, a dziś turystyczna mekka i raj dla Gringos – Cuzco, powitało nas powiewającym na Plaza de Armas tęczowym sztandarem (nie mylić z gay-power!). Tęcza, wedle filozofii Inków jest symbolem łączącym niebo z ziemią swoistym aktem (skojarzenie z seksualnym wskazane), i nie jest to jedyny przekaz tej mitologii, który dzięki swej pięknej symbolice, czyni świat przyrody i człowieka tak spójnym i kompletnym.

Tęczowa flaga Cuzco

Do Świętego Miasta dotarłyśmy przedziwnym Inka Express (kolejna, tym razem dość ekskluzywna atrakcja dla Gringos), specjalny autobusem, którym pokonując trasę Puno-Cuzco, zatrzymuje się w kilku ciekawych miejscach, takich jak muzeum przedinkowskiej kultury w Pukarze, górska przełęcz na wysokości 4335m n.p.m. ze spektakularną panoramą, targowiskiem lokalnych suvenirów i kolejną okazją na "Fotro con llama", luch z indiańskimi aranżacjami szlagierów typu "Stairway to heaven" w tle (tak, tak, to ci Indianie z deptaków w naszych miastach), ruiny świątyni w Raqchi oraz piękny kościół w Andahuaylillas zwany kaplicą Sykstyńska Ameryki Południowej, gdzie pojęcie eklektyzmu sztuk objawia się w pełni, łącząc chrześcijańską i inkowską symbolikę w jedność. Wszytko to (za jedyne 50$) przy akompaniamencie dość nudnej narracji naszego przewodnika Lucho. Cóż, za ekskluzywną turystykę raczej dziękujemy...

Zrobiłyśmy to! Foto con alpaca :)

Podniecenia wywołanego dotarciem do TEGO miejsca nie zaburzyło nawet nieporozumienie z noclegiem pod hasłem HC, czego rezultatem była dwugodzinna wspinaczka na wzgórza miasta w poszukiwaniu hotelu oraz erudycyjny popis hiszpańszczyzną przy telefonicznym bookowaniu noclegów. Cud w mieście bogów! Pachamama, Matka Ziemia, bogini Inków czuwała nad nami nieustannie – w końcu, mimo totalnego obłożenia miejsc noclegowych, znalazło się miejsce i dla nas. Hospedaje Inka, nasz uroczy hostel, powitał nas ogrodem otwartym na gwieździste niebo i przecudnym widokiem na miasto. Nie pozostawało nam nic innego, jak noc zapoznawcza i pierwsze starcie z tajemnicami miasta: Cusqena (probably the best beer in Peru) oraz latynoski Pasaż Niepolda i polsko-peruwiańskich asymilacji ciąg dalszy.

Widok z hostelu

Święte Miasto przywiodło nas w swe mury (tu już muszę dodać – nie byle jakie, bo wykonane z mistrzowską precyzją Inkowskich mistrzów dłuta), z oczywistą misją travelerskiej ciekawości, jak również z racji na rozpoczynający się tam nasz trek na Machu Picchu. Ale o tym później. Oddajmy się magii tropikalnego klimatu, nieskończonej ilości kościołów, świętych dolin, skalnych grot, kamieni, muzeów kryjących skarby kultury Inków... wiecznego święta Cuzco.

12 kątów - każdy element budowli dopasowany do siebie jak puzle

Pierwszego dnia nasz niedoszły gospodarz (acz dobry przewodnik po klubach i sekretnych zakątkach, o których nie piszą w przewodnikach) Paolo, zabrał nas na wyprawę za miasto: do Świątyni Księżyca, gdzie w czasach świetności Imperium dokonywano ofiar dla bogów, żonych grot będących niegdysiejszymi spiżarniami królestwa oraz na trasę prawdziwego szlaku Inków (Inca Trail), którym pielgrzymi przybywali do swojej stolicy.


W inkowskiej lodówce


Świątynia księżyca - ofiar dokonywano w dniu, kiedy światło Luny oświetlało wnętrze groty

Spacer po wzgórzach, z których kontemplować można nie tylko panoramę miasta...

VIVA EL PERU!

Do miasta wróciliśmy kolejną szaloną Tico-taksówką prosto na wielkie targowisko owoców o tajemniczych nazwach i surrealistycznych kształtach.


Paolo na targu owoców...

... i Gosa na targu owoców

Spacer po mieście: wąskie kamieniste uliczki, zakamarki, place, katedra, muzea, sklepy i stragany pełne cudów, nazwy restauracji i menu w jidysz (sic!), wielokulturowość - wszystko skąpane w leniwym sierpniowym słońcu – 100% rozpustnie wakacyjnej przyjemności.

To gdzie teraz Juanita?

Cuzco - nasze niekończące się peruwiańskie happy hours w oczekiwaniu na punkt kulminacyjny naszych Gringo wakacji… Saludos!

No comments: