12 August 2008

Peace in La Paz

I 40 szczesliwych Gringo-wybrancow dojechalo do La Paz.
La Paz - wyobrazcie sobie starego amerykanskiego boga, ktory wykopal wielka dziure, by umiescic miasto posrod wielkich gor. Kotlina? Dolina? Wielka, wielka dziura, z brzegami porosnietymi chaosem ceglanych domkow. W tle majestatyczna Illimani (osniezony szczyt).
La Paz, jak kto woli, jedna wielka favela.

Prawdziwa miejska dzungla domow, targow, handlujacych indianskimi precjozami Indianek, wyrzykujacych nazwy kierunkow taksowkowi naganiacze, olbrzymie owocowe salatki za 6 boliwianow, targ czarownic, zasuszone zarodki lam na szczescie, bozek pomyslnosci Ekeko, cudowny chaos kolorow, dzwiekow i zapachow.

Zasuszone zarodki lamy na szczescie. Targ Czarownic.
Wszystko pod prad, przy nieodlacznej kakofonii klaksonow i okrzykow. Pucybuci, romantyczne uliczki, niezwykle muzea, kolorowi ludzie i spaleni upalnym boliwijskim sloncem Gringo.

Gosa molestowana przez ulicznych pucybutow - w koncu ulegla. Go i nasz przyjaciel Felix.

Calle Jaen i boliwijskie uczennice

My trzy plynace na fali tego niesamowitego miejsca.

No comments: